Była niemal połowa roku 2022. Zbliżały się 11-te urodziny Julki. W klasycznym scenariuszu rodzice szykują prezenty, pieką lub zamawiają tort, rodzina robi wszystko, by dziewczynka przeżyła naprawdę niezapomniany dzień.
DYGRESJA! Wiemy, wiemy, że takich historii nie chce się słuchać... I wiesz co, nie ma się jednak co usprawiedliwiać, bo człowiek nie powinien przejść obojętnie wobec nieszczęścia, ale - jak sam wiesz - często robi to chyłkiem.
Jeśli należysz do tych, którzy twierdzą, że pomaganie jest dla innych - przynajmniej, prosimy - prześlij informację o zrzutce dla Julki swoim znajomym... https://zrzutka.pl/oddajmy-malej-wojowniczce-urodziny
A jeśli jesteś ciekaw całej historii - poświęć nieco swego cennego czasu i poczytaj dalej...
W historii Julki, która zbliżała się do swoich 11-tych urodzin, od początku nic nie było takie, jak być powinno. Nieco wcześniej Julka zaczęła mieć kłopoty ze zdrowiem. Trafiała do lekarza. Rodzicie z niepokojem czekali na wiadomość, co dolega dziecku. Tym bardziej, że Julka ma zespół Downa, więc dręczą Ją przeróżne trudne do zniesienia dolegliwości, przypadłości i choroby, które zostały oszczędzone innym dzieciakom.
Los bywa tak okrutny, że trudno pogodzić się z jego werdyktem
Właśnie w 11-te urodziny Julii padła straszliwa diagnoza - białaczka limfoblastyczna.
Rodzicom zawalił się świat.
Od tego momentu już nic nie było takie, jak planowali.
A planowali sporo, bo dopiero co udało im się uporać z koszmarną, wyczerpującą chorobą syna, Wiktora. Wydawało się, że teraz już może być tylko lepiej.
Jak tu nie mówić o IRONII LOSU i to takiej naprawdę bezlitosnej?
Koszmar goni koszmar
Jak się zaczęło, tak nie chce się skończyć. Julię trzeba wozić na leczenie do szpitala odległego o godzinę drogi od miasta, w którym mieszka. Niby nic, ale dla chorego, zmęczonego chemią dziecka to prawdziwa katorga. Czasem Julia zostaje w szpitalu na dłużej, wtedy ojciec rzuca wszystko i siedzi z Nią całymi dniami.
Codzienne zmagania z chorobą, ze świadomością, jak straszliwe zagrożenie czai się za rogiem - to wymaga od rodziny nieludzkiego heroizmu. Nikt, absolutnie nikt, kto tego nie przeżył, nie wie, co to znaczy! To tak, jakbyście wstawali, funkcjonowali i kładli się spać z odbezpieczonym granatem na szyi…
Szybko okazało się, że Julia nie może przebywać w domu, bo zamieszkał w nim grzyb. A w Jej sytuacji to niemal kolejny wyrok. Więc dziecko mieszka u babci, z rodzicami widując się sporadycznie.
Stąd powstała idea zrzutki dla Julki. Rodzice zbierają pieniądze na remont, by osuszyć dom. Po to, by Julka mogła mieszkać razem z rodziną.
Jak Pan nie chce pracować, sproszę spadać!
Myślicie, że na tym się skończyło? Że kredyty, długi, rozpacz i codziennie zwinięty w supeł ze strachu żołądek to wszystko, co zafundował rodzinie Julki bezlitosny los?
Otóż nie!
Tata Julki dostał od swojego szefa propozycję nie do odrzucenia. Albo będzie siedział w pracy, nie wybierając należnego Mu urlopu, by jeździć z dzieckiem do lekarza, albo się… zwalnia. Rozmowa była dramatyczna. Szef kazał udręczonemu człowiekowi wybierać miedzy pracą, a życiem dziecka. No cóż, w końcu, jak mawiają niektórzy, „biznes to biznes”.
Miał nieszczęsny wyjście???
Proszenie o pomoc jest tak upokarzające!
Co mają zrobić ludzie, których życie poskładało się w kostkę, jak najbardziej subtelne origami? Bo twierdzenie, że rozpadło się, jak domek z kart, to maksymalne niedomówienie.
Zostaje prosić o pomoc, kogo tylko się da i gdzie tylko się da. Oczywiście, to rozwiązanie czasowe, co do tego nie ma wątpliwości. Ale, kiedy nie ma się innego wyjścia, nie wchodzi w grę nic innego, jak przełknąć upokorzenie i prosić, prosić i prosić.
I dostawać, oczywiście, raz po raz w twarz, bo mało kto pomóc ma ochotę.
Jasne, pomogę z przyjemnością, ale jak już będę bogaty
Wiecie, jak to działa… Niemal każdy z nas ma, niestety, na sumieniu parszywą akcję uciekania wzrokiem od żebrzącego pod sklepem człowieka, czy pełne skupienia wymijanie łukiem pana zbierającego do puszki pieniądze na chore dziecko.
W końcu to nie nasza sprawa. Jasne, jest nam nieziemsko wręcz przykro, że kogoś tak los pokarał, ale też mamy swoje problemy. Oddanie komuś naszych cennych 10 złotych, na które musimy harować, jak stadko wołów… no nie, niech nikt nie żąda od nas takich poświęceń!
Wybaczcie, że jesteśmy okrutni. Ale tak to wygląda. Łatwiej zignorować, wytłumaczyć samych siebie, niż wysupłać choćby 10 zł na pomoc. Pomaganie jest potwornie niewdzięczne. Bo JA MUSZĘ sobie odebrać od ust! A to jest TAKIE NIESPRAWIEDLIWE.
A co, jeśli i Ciebie dopadnie nieszczęście?
O tym się nie myśli (i dobrze, bo byśmy zwariowali), ale to się dzieje. W życiu, naszym, własnym. Prawdziwym. Pisaliśmy o tym niejednokrotnie. Nie znamy dnia, ni godziny, bo nieszczęścia mają to do siebie, że spadają niespodziewanie. I przychodzi wtedy totalne zdumienie – „Jak to?! Dlaczego JA?! To przecież zawsze było rezerwowane dla INNYCH!!!”
Nie wiesz, czy nie przyjdzie Ci kiedyś prosić o pomoc. I dostawać raz po raz okrutną odmowę, bo ona się pojawi X razy. Albo wprost, albo taka zawoalowana, czy obudowana starannie opracowaną obojętnością. Za każdym razem jest jak cios obuchem w głowę. Wiemy, jak to działa. Przeżyliśmy to.
I wiecie, jesteśmy przekonani, że każdy, naprawdę każdy, powinien takie doświadczenie proszenia zaliczyć. Będzie miał wtedy bardzo, bardzo inne spojrzenie na problem.
Niestety, póki coś złego człowieka nie dotknie, chętnie będzie zrzucał odpowiedzialność pomagania na innych. Tych, którzy są bogaci, których stać. Niech pomagają, bo im nie ubędzie. Albo na tych naiwniaków, którzy – nawet, jeśli nie mają – i tak pomogą…
Dasz radę dołączyć się do zrzutki? Będzie cudnie!!!
Nie dasz rady? Trudno.
Super, jeśli udało Ci się doczytać nasz tekst do końca. To i tak spore bohaterstwo, bo piszemy o sprawie piekielnie niewygodnej. O pomaganiu…
Niby powinno to być naturalnym, ludzkim odruchem. Powinno. Ale NIE JEST!
Joanna Gawlikowska i Krystian Wawrzyczek, którzy na pewno zostaną posądzeni o najgorsze (czym, wybaczcie, zupełnie się nie przejmą), a którzy na miarę swoich możliwości pomagają
Grafika: Nas Troje