Jak długo powstaje obiad na planie filmowym?

Wielu Klientów naszego sklepu PrestiżowaKuchnia.pl prosi, byśmy częściej gotowali w naczyniach, które oferujemy. Niektórzy z Was już wiedzą, niektórzy nie, że mamy w Cieszynie studio video, które służy nam, nade wszystko, jako przestrzeń testowania sprzętu kuchennego klasy Premium. Od lat sprawdzamy, czy to, co mówią producenci, jest prawdą. A sprawdzamy, gotując, smażąc, krojąc. Bo jak inaczej dowiedzieć się, czy garnek, patelnia i nóż naprawdę zrobią to, czego się od nich wymaga?

W studio, oczywiście, kręcimy też filmy, w których pokazujemy sprzęt (ten, który przeszedł nasze testy). Niestety, niezbyt często pojawiają się filmy, w których tylko gotujemy. Dlaczego? Bo to „nadludzki wysiłek w nieludzkich warunkach” (że wspomnimy słowa Jerzego Pilcha). Czyli sprawa wymagająca tytanicznej pracy i mnóstwa czasu. Albo tak nam się tylko wydawało…

 

Testy to jedno, a gotowanie drugie

Nasze filmy powstawały, wg pierwotnego założenia, jako te, w których Krystian (specjalista z zakresu technologii kulinarnych, który ma olbrzymią na ich temat wiedzę i jeszcze większe z nimi doświadczenie), opowiedział naszym Klientom, jak to wszystko działa, czego dane naczynie, czy nóż będzie od nas wymagać, jak o nie dbać, jak sobie go nie zniszczyć, itp. I to już zajęło ponad 2 lata mozolnej pracy. Przeszłych 10-u, kiedy studia jeszcze nie było, a filmy powstawały, gdzie popadło, nie liczymy.

O ile przygotowanie takiego filmu jest czasochłonne i wymaga potężnej wiedzy, o tyle okazało się być mini-wyzwaniem w porównaniu z prawdziwym gotowaniem w studio.

 

Obiad, którego możesz się nie doczekać

Kiedyś ktoś zapytał nas, czy na obiad gotowany dla potrzeb filmu potrzeba wiele więcej czasu, niż na ugotowanie tej samej potrawy w domu. Wtedy chóralnie zawyliśmy: „Nawet sobie nie wyobrażasz, jak to dramatycznie długo trwa! Jakie jest wyczerpujące! Siedzimy nad prostą potrawą dobre 2-3 godziny dłużej!”- pożałowaliśmy sami siebie.

Ale się, biedaki, namordują, żeby pokazać, że w garnkach Premium można gotować, a nie tylko je podziwiać, gdy stoją śliczne na półce. W efekcie można paść z głodu, gdy wyczekuje się wreszcie finału kulinarnych popisów gotującego. A tu końca nie widać! Czasem jeszcze, o zgrozo, po skończonym filmowaniu trzeba porobić jedzeniu zdjęcia. Brzuchy grają chóralnie marsza, głód skręca, zwala z nóg, a jedzenia tknąć nie wolno. Bywa ciężko! Mało powiedziane. To straszliwe wyzwanie! Mordęga!

A potem przyszła refleksja. Czy faktycznie, aż tak wiele czasu potrzeba na ugotowanie obiadu w studio? Sprawdziliśmy, jak to naprawdę wygląda.

 

 

Przygotuj się na przygotowania

Wszystko zaczyna się w chwili, gdy pojawia się cała ekipa i każdy dowiaduje się, co planujemy, czym będziemy się zajmować. Na to schodzi nieco czasu. Kiedy prowadzący poddawany jest upiększającym zabiegom (tak, trzeba Go pomalować), „techniczni” rozkładają sprzęt do filmowania, a „kulinarni” biegają w kółko, sprawdzając, czy mamy na blacie wszystkie składniki. Z reguły ten czas, choć wszyscy doskonale wiedzą, co robić, bywa nieco chaotyczny. Kilka osób i dużo ruchu na niewielkiej przestrzeni.

Kiedy wszystko jest na miejscu, trzeba się dobrze poprzyglądać produktom. Czy jabłka nie obite, czy pomidory nie wyglądają, jak lekko nadepnięte, czy opakowanie z mąki nie jest poszarpane. Tak, to wszystko gra rolę. Niby drobiazg, a mózg go podświadomie rejestruje. Moglibyście mieć do nas uzasadnione pretensje, gdyby coś wyglądało nie tak, jak wyglądać powinno. W końcu gotujemy na wizji i to w najlepszych naczyniach świata. One same z siebie wymagają odpowiedniej oprawy. Też schodzi na to nieco czasu.

 

Zaczynamy, czyli „ścierkowy” na planie

Gdyby ktoś zapytał, jaki jest najbardziej przydatny eksponat, bez którego o filmowaniu nie ma mowy, odpowiedzielibyśmy jednogłośnie - „Papierowy ręcznik”. Po gotowaniu wynosimy ich ze studia cały wór.

O ile w domowej kuchni nie zwraca się przesadnej uwagi, czy kuchenka jest w kropki, bo można ją umyć po gotowaniu, w studio jest odwrotnie. Trzeba mieć oczy wokół głowy. Wiecznie i wiecznie sprawdzać, czy coś nie wykipiało, czy na płycie nie pojawiły się plamy, zacieki, ślady. Wszystko to wygląda w kamerze, prosto mówiąc, obrzydliwie. Dlatego przy kręceniu filmu o gotowaniu, smażeniu, czy krojeniu (kiedy z kolei zagrożony jest blat), ktoś zawsze pełni rolę tzw. ścierkowego. Czyli - wgapia się, jak przysłowiowa sroka w kość, w kuchenkę i raz po raz ją pucuje. Oczywiście, wtedy trzeba przerwać filmowanie i czekać. To nieco wydłuża pracę.

To samo tyczy się stanu garnka, czy patelni. Uwaga! Muszą wyglądać przez cały czas tak, żebyście chcieli dooglądać film.

Przesada? Nie bardzo. Sprawdziliśmy, jak straszliwie wygląda w kamerze kuchnia, której się nie czyści w trakcie filmowania.

Oczywiście, nie każde gotowanie w studio tak wygląda. Ale - niemal 90% na pewno. Bo nie ma sił, żeby się w kuchni coś nie wydarzyło. W domu nawet nie zwrócisz na to uwagi. Tutaj - trzeba mieć oczy szeroko otwarte.

 

Czas rozciągnięty w nieskończoność

Obiad, jak to obiad, powstaje wg określonego planu, czynności następują w określonej kolejności, całe przygotowanie zajmuje określoną ilość czasu. Prawda banalna i oczywista. I zdawać by się mogło, że i w domowej i studyjnej kuchni gotować będziemy tę samą potrawę w tym samym czasie. I dokładnie tak jest, tyle, że w studio gotowanie zdaje się trwać wieki.

O ile w domu można coś nastawić i sobie pójść, zająć się w tym czasie czymś innym, o tyle w studio nie wchodzi to w grę. Jeśli wszystko, co trzeba, zostało przygotowane, pokrojone, podsmażone, a czekamy, żeby się potrawa udusiła, wtedy… czekamy. I, wierzcie, to jedno z bardziej dojmujących doświadczeń. Siedzimy i gapimy się w garnek, zaklinając go, żeby się pospieszył. Nie można wyjść. Nie można się rozpraszać. Trzeba czekać.

A wtedy czas, jak to ma w zwyczaju, zaczyna pełznąć!

 

 

Obiad wg wskazówek zegarka

Dziwne to może, bo przecież w czasie gotowania w studio nie wyłączamy raz po raz kuchenki, nie robimy powtórek, nie wracamy po kilka razy do tego samego ujęcia, więc dlaczego pisaliśmy, że gotowanie trwa wiele dłużej, niż w kuchni? Obiad gotuje się tyle czasu, ile mu potrzeba, by się… ugotował.

Sprawdziliśmy. Runął mit filmującego męczennika (co część naszego grona przyjęła z rozgoryczeniem, bo nie można się już użalać nad niezwykle ciężkim wyzwaniem).

Co specyficzne, gotowanie w studio wcale nie trwa wiele dłużej niż gotowanie w domowej kuchni! No, może o jakieś 20 minut, które potrzebne są do przygotowania całego planu, czy wytarcia kuchni i sprzętu. Tyle. Więc o co tyle szumu? Dlaczego mamy wrażenie, że spędzamy nad bigosem trzy razy więcej czasu, niż w domowej kuchni?

Bo, kochani, gdzie „kucharek” sześć, tam się czas rozmnaża. Każdy z nas ma swoją rolę, w studio jest kilkoro ludzi, co z automatu sprawia wrażenie, jakby nasze działania biegły innym czasowym torem. Jest wiele więcej i to zupełnie innego zamieszania niż w domowej kuchni, w której gotują, np., 4 osoby. Sama „obecność” kamer, świateł i wszystkiego, co do filmowania niezbędne, robi dziwne wrażenie - zmienia znane, codzienne czynności, czyli gotowanie, w swoistą ceremonię.

Poza tym, jak pisaliśmy, wszyscy koncentrują się tylko na tym jednym - żeby dobrze pokazać, sfilmować, niczego nie pomieszać, nie schrzanić. To wszystko sprawia, że po gotowaniu/ filmowaniu obiadu, który faktycznie powstaje, np., w godzinę (identycznie, jak ten w domu), mamy wrażenie, że spędziliśmy nad nim pół dnia, w efekcie padamy z głodu i czujemy się zmęczeni.

Czas to oszust! Tyle z powyższego wynika!

 

Czas taki sam, a jednak inny

Sam obiad gotujemy w takim samym czasie, jak zrobi to sprawnie gotujący we własnej kuchni. W takim razie skąd biorą się 4 godziny na planie, skoro jedzenie powstaje, np., w godzinę, półtorej? Doliczając przygotowanie, bieganie w kółko, a po filmie sprzątanie (w kuchni też trzeba po gotowaniu posprzątać) okazuje się, że czas się „rozmnaża”. Kiedy w domowej kuchni kroisz, wkładasz do garnka, gotujesz, w studio każda z tych naturalnych dla obiadu czynności połączona jest jeszcze z mnóstwem dodatkowych ruchów kamer, ludzi, sugestii, powtórek, itp. I to, w gruncie rzeczy, subiektywnie wydłuża czas gotowania i daje poczucie, że wszystko trwa straszliwie długo. Ale, musimy być sprawiedliwi wobec czasu - sam obiad nie powstaje dłużej.

Nie zmienia to jednak faktu - żeby powstał 5-minutowy film, w studio trzeba swoje odsiedzieć. Dochodzi do tego montaż, zdjęcia. I tak na minutę materiału składa się godzina-dwie pracy. Czasem 5-minutowy film to, nawet, ok. 10 godzin działania.

 

Dział PR Grupy Nas Troje

Zdjęcia: Grupa Nas Troje

www.prestizowakuchnia.pl

 

Szukaj nas tutaj:

 

               

Artykuły powiązane

Przejdź do galerii