O sklepie internetowym, który spłonął

Niezwykłe i dziwaczne historie spadają na ludzi, jak to zwykle bywa, totalnie niespodziewanie. Bo co byłoby w nich nadzwyczajnego, gdyby coś je zapowiadało? Podejrzewamy, że w tym właśnie tkwi istota rzeczy. Zaskoczyć, by sprawdzić zaskakiwanego.

Tego dnia, gdy zdarzyła się historia, która – podobno – nie ma prawa się zdarzyć (a jednak!) wszystko było takie, jak zwykle. Niebo nie bardziej niebieskie, śniadanie nie bardziej śniadaniowe. Po wypełnieniu codziennych, porannych rytuałów siadamy do komputera. Oczywiście, znowu coś nie działa. Nasz sklep, SmakProstoty, wysadziło w kosmos, jak mawiamy. Serwer ma kłopot, coś się podziało z oprogramowaniem, bo stare i zawodne. Normalka. Dzwonimy do Pana Jakuba, naszego długoletniego współpracownika, a człowieka, dla którego sztuka programowania nie ma tajemnic i prosimy o pomoc. A On, jak zwykle wyważony, tłumaczy nam spokojnie, że, niestety, niewiele z Jego pomocy wyniknie, bo sklepu już nie ma.

Jak to nie ma?! Sklepy nie znikają ot tak sobie. Owszem, sklep internetowy jest wirtualny, ale w swojej jakiejś przedziwnej postacio-przestrzeni istnieje.

A on zniknął! Przestał, całkiem i dosłownie, istnieć, choć jest, tzn. był, internetowy, a fizycznie i w realu spłonął, jak się dowiedzieliśmy. Spłonął nie tylko serwer główny, ale i też serwer, na którym był backup sklepu. Tak się parszywie poskładało. Część serwerowni OVH ocalała. Ale nie ta, gdzie była kopia sklepu.

 

Nie ma rzeczy niemożliwych

SmakProstoty już kiedyś wykręcił nam niezły numer. Razu pewnego padły dwa niezależne zupełnie dyski w serwerowni słynnego OVH. Wg fachowców taka sytuacja nie miała prawa bytu, bo zaprzeczyła całej ludzkiej wiedzy na temat serwerów. A jednak…

Druga niemożliwość, która stała się możliwością – razu drugiego spłonęły potężne, genialnie zabezpieczone serwery OVH w Strassburgu, gdzie „mieszkał” sobie wygodnie przez ostatnie 14 lat nasz SmakProstoty. I ze sklepu, mniej, czy bardziej wirtualnego, została kupa (kupka?) magnezowego stopu. Mamy tylko nadzieję, że była to kupka ładna i estetyczna.

 

14 lat poszło z dymem

Siedzieliśmy przez jakiś moment dość oszołomieni taką dziwną informacją. Chyba bardziej, niż wszystko inne, zdumiał nas fakt, że zniknęło z powierzchni Ziemi coś, co tak naprawdę nigdy nie istniało. Żyło sobie wirtualnie, ale było naszym dziełem, któremu poświęciliśmy 14 nie całkiem łatwych lat i mnóstwo sił oraz czasu. To był czas trudny, bo branża luksusowego AGD niemal nie istniała, trzeba było przebijać się przez raczkujący Internet, wojować z milionami ludzkich obaw i przesądów. Nie chcemy rozdrapywać ran, ale było czasem naprawdę mało ciekawie. Tak to działa, kiedy powstaje coś z niczego na nieprzychylnym gruncie. Ale – kiedy już powstało, miało się dobrze, istniało, pracowało i zarabiało na siebie.

14 lat poszło z dymem, a wraz nimi kontakty, dane naszych mniej, czy bardziej zaprzyjaźnionych Klientów, maile, itp.

 

 

Jak zareagować na taką sytuację?

To była kolejna myśl. Co teraz? Jako ludzie od dawna praktykujący trudne rozwiązanie, czyli „akcja – myślenie – reakcja”, nie wpadliśmy w histerię, nie zdemolowaliśmy domu w szale bezradności. Nie płakaliśmy, nie rwaliśmy włosów z głowy, nie wypiliśmy duszkiem butelki Nervosolu. I nawet, co nas napawa dumą, nie obrzuciliśmy stekiem wyzwisk OVH, głównego płomienio-biorcy.

Nie zrobiliśmy, zasadniczo, nic.

Spojrzeliśmy na siebie i pokiwaliśmy zgodnie głowami. Ok., stało się. Wyraźnie nadszedł jego czas. Sklepu, nie OVH.

Ok., zrobimy nowy, sklep, nie OVH. Oczywiście lepszy, bo święcie wierzymy, że wszelkie wersje 2:0 są wiele lepsze od pierwowzorów. Po latach wiemy i umiemy więcej, więc i sklep będzie fajniejszy.

Może wydać się Wam, że koloryzujemy, że pewnie wcale nie byliśmy tak dzielni, tak niezwykle bohaterscy i że pewnie wszystko było inaczej. Myślcie, co chcecie. My mamy ZEN.

 

Co da rozpacz?

Oczywiście, taka lodowata, wręcz niemal nieludzka reakcja na tą arcydziwną sytuację może wydać się nienormalna. Tłumaczy nas nieco fakt, że niedawno przeżyliśmy naprawdę dramatyczne, straszliwe chwile, które sprawiły, że do wielu spraw nabraliśmy dystansu. O nich też napiszemy, bo to historia, która, jak mówi wielu, którzy ją poznali, wielce wspierająca na duchu. Więc się nią przy okazji podzielimy.

Niemniej - w tej jednej, rozbijającej mocno nasze biznesowo-firmowe życie chwili, udało nam się zachować w iście stoicki sposób. Analizując kwestię z dystansem, doszliśmy do wniosku, że to, w gruncie rzeczy, jedna, jedyna sensowna reakcja. Zachować spokój. Nic nie pomoże żal, rozpacz, wściekłość. Wszystkie te emocje napsują nam krwi, zmarnują czas, w efekcie poczujemy się jeszcze gorzej. Jakby nas ktoś sprał na kwaśne jabłko i zostawił poniżonych.

 

Na ile mamy wpływ na to, co się zdarzyło?

Odpowiedź na powyższe pytanie jest prosta. Nijaki. Serwerowni nie moglibyśmy uratować, bo nawet nie wiedzieliśmy, że wybuchł w niej pożar. A gdybyśmy wiedzieli, co nasza wiedza w tej materii by zmieniła?

Skoro stało się, co się stało, tym samym nie musimy się obciążać poczuciem winy, że coś spapraliśmy. Zostaje zastanowić się, co robić dalej. Można, jak pisaliśmy, rozpaczać, że straciliśmy całe 14 lat biznesowego życia. Pewnie, że możemy. Tyle, że to kompletnie niczego nie zmieni. Trzeba z mocą, całą, calusieńką dostępną nam mocą nie dać się ponieść emocjom. Bo głowa tylko na to czeka, chętna, by wkręcić się w kołowrót rozpaczy. I wtedy dopiero się zacznie!

Nie, nie wolno się temu poddać.

Trudno, pewnie, że trudno jest powiedzieć sobie – stało się i się nie odstanie (chyba, że przejdzie się coś, co na takie sytuacje uodparnia, wtedy wcale nie jest trudno, ale nie życzymy nikomu takich doświadczeń, jakie na nas spadły). Niemniej – sztuką jest włączyć w różnych mniej, czy bardziej dramatycznych sytuacjach lodowaty racjonalizm i powiedzieć głowie – „Nie, kochana, nie będziesz szaleć”.

 

Jaki jest finał tej historii?

Nijaki. SmakProstoty przestał istnieć. Wyraźnie, przyszedł jego kres. Zrobił, co miał zrobić. RiP, Smaku. Jesteśmy głęboko przekonani, że cała sytuacja miała wymiar niejako symboliczny i kryje się za nią wręcz kosmiczny przekaz. Jeśli coś spłonie, a spłonąć nie ma prawa, nie można tego na siłę reanimować. To się z jakiś przyczyn musiało skończyć. I niech tak zostanie.

Czy Smak zostanie wskrzeszony?

Nie, nie chcemy wracać do tego, co stare, bo na jego miejsce może powstać coś nowego.

Czy będziemy się sądzić z OVH?

A jaki to ma sens? Lata bojowania, wywalania pieniędzy na prawników, szarpanina, nerwy, przerzucanie się bezsensownymi pismami – to nic nie da. I tak niczego nie wskóramy.

I wiecie co? Czujemy się z tym wszystkim lepiej. Bo to my zwyciężyliśmy to starcie. Nie rzeczywistość, która chciała nam pokazać, że nie damy rady. A daliśmy.

I dowiedzieliśmy się, po raz kolejny, że w życiu zdarzają się rzeczy nie mające prawa się wydarzyć. Sklepy  internetowe płoną… Czyli, odwracając całą sprawę na drugą stronę - równie dobrze może spać na nas (i na Was tak samo) tyle dobra, że aż nas przygniecie i spłaszczy. OBY!

 

Z pozdrowieniami dla tych, którzy ćwiczą się w obojętności na wyczyny losu,

Joanna Gawlikowska i Krystian Wawrzyczek

Zdjęcie i grafika: Licencja Envato

www.prestizowakuchnia.pl

 

 

Szukaj nas tutaj:

 

               

 

Artykuły powiązane

Gotowanie relaksuje, czyli dobry sposób na...

12.07.2018

Coraz częściej Klienci naszych sklepów internetowych zwracają szczególną uwagę na gotowanie, które traktują nie tylko jako codzienną potrzebę, ale zaczynają dostrzegać w nim sztukę, przestrzeń na realizowanie pasji i, co intrygujące, działanie, które pozwala się zrelaksować. Niezwykłe jest to, że bardzo rzadko takie słowa padają z ust kobiet. Z reguły mężczyźni...

Więcej

Jak zostać człowiekiem zacofanym

24.07.2018

Naukowcy już dawno dowiedli, że jeśli dobrze nastawisz się o poranku, cały dzień będzie niejako przez te pozytywne emocje sterowany. Oczywiście, może wydarzyć się wiele złego, stresującego, nieprzewidzianego. Ale z drugiej strony dobry start daje ogromne szanse na przeżycie dobrego dnia. A najlepiej wejść o poranku w tryb „człowieka zacofanego”, bo wtedy można...

Więcej

Przejdź do galerii