Opowiemy Wam historię, która powiela się w naszym przypadku od wielu lat. Wymagamy od siebie bardzo dużo, codziennie staramy się przekraczać jakieś swoje granice - malutkie, po kawałku. Chcemy przeżyć życie tak, by nigdy nie musieć żałować upływającego czasu. Każdy dzień musi nam przynieść jakieś zadowolenie – malusieńkie, ale istotne. One składają się na całokształt. Dzięki temu codzienność jest w naszym pojęciu bardzo kolorowa, ciekawa, lepiej strawialna. Nawet wtedy, gdy ciężko sobie z nią poradzić.
Ale kiedy przychodzi ten WAŻNY MOMENT, coś naprawdę wyjątkowego, takie wywołane przez nas samych życiowe tąpnięcie w dobrą stronę, dzieje się coś magicznego. Świat zastyga. I doświadczamy tego wspólnie od 1998 roku, gdy się poznaliśmy i zdecydowaliśmy być razem.
To przedziwaczna, niezwykła, trudna do zaakceptowania i zracjonalizowania sytuacja. Bardzo być może wielu z Was przeżywa to samo. Byłoby to dla nas, egoistycznie stwierdzimy, pocieszające.
Etap mózgowego szaleństwa, czyli twórczo i doskonale
Załóżmy, że planujemy jakieś bardzo poważne przedsięwzięcie, chcemy zrewolucjonizować dotychczasowe działanie, sposób myślenia, zarabiania. Milion ważnych dla nas spraw. Na etapie pomysłu i planowania jest mnóstwo emocji, niezwykle fajnej energii, wyobrażeń, multum koncepcji, mocy tyle, że przebudowalibyśmy w dwa dni pół świata. I to dobry, fajny moment. Choć straszliwie wyczerpujący. I fizycznie i psychicznie.
Wszystko dzieje się w głowach. Rozmawiamy całymi godzinami, kreślimy plany i wiemy, czego chcemy. Czujemy mocno, że tego potrzebujemy, że to jest dobre i że doszliśmy do etapu, w którym należy coś rozpocząć. Nowa wersja nas samych jest gotowa do biegu. Jest niemal kompletna. Potrzeba jej tylko rozruchu.
Etap decyzji przeradzającej się w czyn
Ten etap przychodzi samoczynnie. Któregoś dnia zapada decyzja, ok., działamy. Tu wchodzimy w etap nieco większej ostrożności, samoświadomości i logicznego myślenia. Co z tego wyniknie? Czy to nie za wcześnie? Czy damy radę już teraz podjąć się szalonego wyzwania? Wiemy, że ten krok nas odmieni raz na zawsze. Trzeba pożegnać się z sobą „sprzed” i gotować na przywitanie siebie „po”. Tyle tylko, że nie wiadomo, kogo się tam za „rogiem samego siebie” spotka i czy nam się ten ktoś spodoba. Ale - nie ma co dywagować, idziemy. Działamy. Skok w przerębel.
Zamrożona rzeczywistość
I teraz tak, jak po skoku w przerębel, zamarzasz w mgnieniu oka każdą komórką ciała. Nie wiesz, co się dzieje, świat wokół zastyga, czujesz się jak w filmie z szalonymi efektami specjalnymi, czy w surrealistycznym, wariackim śnie. I to śnie, który śni ktoś inny. Niezła cena za chęć zmiany. Albo - jak w naszym przypadku - potrzebę zmiany.
Ok. Mamy ten straszny etap przerębla za sobą. Oswajamy się powoli z nowymi samymi sobą, z możliwościami, które dała zmiana. Czujemy się, jak w oku cyklonu. Wszystko zastyga. To jest totalnie niesamowite wrażenie. Świat przestaje nas widzieć. Stajemy się transparentni. Telefon, który nigdy nie cichnie, potrafi zamilknąć na dwa tygodnie. To, co zawsze było stałym elementem codzienności, gubi się gdzieś. Nic nie jest po staremu. Nic nie jest tak, jak zwykle. Znajomi i rodzina znikają. Nie odzywają się, cichną, nie nagabują, jakby czuli, że jesteśmy nietykalni. Niesłychana sprawa. Dni uciekają, wypełnione działaniem, które nie ma sensu. Albo, spędzamy cały dzień na czymś, co normalnie zajmuje 20 minut. Śpimy naście godzin na dobę niezależnie od pory roku. Tak, jakbyśmy się na czas zahibernowali i zbierali siły do kompletnie nowego działania. Tak, jakbyśmy się na nowo rodzili.
Ile to trwa?
Taki czas ciągnie się od 2 do 4 tygodni. To swoisty letarg. Nie potrafimy się zebrać, zmobilizować, co jest dla nas szokujące, bo jesteśmy piekielnie zorganizowani i nadzwyczaj zmobilizowani, a przy okazji nad-aktywni. A tu - nasze własne życie każe nam się snuć w kółko, spacerować całymi dniami (szczęściem, że możemy), działać-nie-działając. Lecimy na autopilocie. Jemy, śpimy, jakoś istniejemy. I nieustannie czytamy. Non-stop. Potrafimy przeczytać 2 książki na dzień. A przy okazji prawie ze sobą nie rozmawiamy, co znowu jest przekroczeniem wszystkich naszych norm, bo generalnie gadamy ze sobą nieustannie, często i przez sen. Tym bardziej, że razem pracujemy.
I po 4, maksimum, tygodniach, wszystko wraca do normy. Nasz świat się odmraża. Ale czujemy bardzo mocno, że zmieniło się kompletnie wszystko w stosunku do czasu „sprzed” zamrożenia.
Mamy lepsze pomysły, wydajniej i szybciej działamy, jesteśmy bardziej skupieni i skoncentrowani. Efekty zamrożenia są niezwykłe. Ale sam czas jest, co tu dużo mówić, dziwny, by nie powiedzieć, surrealistyczny. Alicja w Krainie Czarów to dobry przykład.
Czas zamrożenia jest konieczny
Na początku nie potrafiliśmy poradzić sobie z czasem zamrożenia. Baliśmy się go, bo interpretowaliśmy tę sytuację jako depresję, jakieś zawalenie światopoglądu, niesłychane zmęczenie. Zdarzały się zamrożenia tak drastyczne, że ludziom mniej odpornym przyszłoby do głowy coś naprawdę strasznego i radykalnego. Ocaleliśmy, bo mamy za sobą mnóstwo trudnych doświadczeń, które nas zahartowały.
Wiemy, że taki reset mózgu jest prawdziwym błogosławieństwem. Ktoś, kto ma szansę przeżyć coś takiego wie, w czym rzecz. To jak miesięczne, starogreckie katharsis. Wszystko się czyści.
Teraz czekamy z ciekawością na kolejne zamrożenie. Nauczyliśmy się traktować je z wielkim szacunkiem, ale i wiązać z nim niezwykle pozytywne emocje i poważne nadzieje. Wtedy dzieją się rzeczy niezwykłe. Nagle straszliwie trudne sprawy stają się banalnie proste. I nie potrafimy pojąć, nad czym się tak kiedyś głowiliśmy, czym się tak męczyliśmy.
Etap odmrożenia przypomina start rakiety. Energii jest tyle, że swobodnie można być dobiec do Księżyca i truchtem wrócić. Bez zadyszki. Udaje się wtedy zrobić to, o czym wcześniej nawet nie mieliśmy odwagi marzyć.
Świadomie przeżyte zamrożenie i odmrożenie to najlepsze, co może nam się zdarzać. Oby taki stan towarzyszył nam do końca życia.
Nie jesteśmy pewni, czy i Wam tego życzyć. Przeżycia i emocje są ekstremalnie naprężone, ale efekty – porywające. To tak, jakbyście z dnia na dzień stali się mistrzami świata. Choć niekoniecznie świat już o tym wie.
Joanna Gawlikowska i Krystian Wawrzyczek, nałogowo hibernujący się co jakiś czas; maniacy przekraczania własnych ograniczeń
Zdjęcia: https://pixabay.com/
Szukaj nas tutaj: