Mierz siły na zamiary - to znane powiedzenie ma dwa oblicza. Z jednej strony pobrzmiewa w nim coś wstrzymującego przed działaniem, inwestowaniem, pójściem do przodu i pełnym koniecznych poświeceń rozwojem. Z drugiej zaś strony jest czymś w rodzaju przestrogi, głosem rozsądku, by jednak nie porywać się na to, co może nas przerosnąć i zniszczyć. Dziś historia, którą opowiedział nam jeden ze znajomych, którego dorosła córka zmaga się z dość specyficznym problemem - nie potrafi pogodzić się z faktem, że za pewne kwestie trzeba płacić. Mówimy o płaceniu pieniędzmi, czyli dosłownie. A z drugiej strony ta sama młoda kobieta porywa się na ogromnie finansochłonne przedsięwzięcie. Co z tego wynika?
Dwie finansowe natury młodej kobiety
Często, co niezwykłe, jedna osoba ma w sobie dwie natury. Córka naszego znajomego z jednej strony kurczowo "mierzy siły na zamiary", jest do obrzydzenia racjonalna, czasem przesadnie chciwa, jeśli chodzi o inwestycje. Bywa też nimi przerażona lub zniechęcona wobec faktu, że trzeba wyłożyć na coś pieniądze. Ale z drugiej strony jaki czas temu wpadła na zupełnie oszalały pomysł, by stworzyć coś, co wymagało olbrzymich nakładów czasu, sił i, co dla niej najważniejsze, olbrzymich pieniędzy. Specyficzne jest, że młoda kobieta potrafi ronić łzy nad wydanymi 500 zł, które trzeba było zainwestować w lepszy sprzęt, na którym pracuje, a w kilka miesięcy później tworzy wizję niezwykłego interesu, w który musi włożyć kilkaset tysięcy zł. Nasz znajomy aż się za głowę chwytał, gdy nam o tym opowiadał.
Która z dwóch natur jest prawdziwa?
Taka sytuacja jest dość specyficzna – rzecz wygląda tak, jakby ta kobieta miała dwie antagonistyczne "finansowe natury". Z jednej strony trzęsie się nad absolutnie koniecznymi wydatkami, co tylko może, załatwia sama, czy prosi najbliższych, by ją wyręczyli. Z założenia, oczywiście, chce zrobić wszystko jak najmniejszym kosztem, najtaniej lub – najchętniej – za darmo. Oszczędza nawet na tym, co jest niezbędne dla rozwoju jej własnego biznesu. A z drugiej strony dostaje swoistego szału i amoku - bierze olbrzymie kredyty, szuka różnych źródeł finansowania i rzuca się na realizację naprawdę kosztownego pomysłu.
Czy ktoś taki chce wyrzec się swojej starej natury, która go zmęczyła? Czy chce pokonać własny strach i obawy, które powstrzymywały go przed rozwojem? A może jest to forma jakiegoś samoumartwiania się, pokutowania za jakieś wyimaginowane przewinienia? Tu trzeba by kozetki psychologa, by dojść sedna.
Rodzina truchleje
Trudno żyje się z taką osobą - widzimy, jak męczy się nasz znajomy, twierdząc, że nie może córce odmówić, ale ta pomoc naprawdę wiele go kosztuje. Nie wiadomo, czy nowe wyzwanie finansowe będzie dla niej traumą, czy sobie z nim poradzi, traktując je jako absolutnie konieczny etap rozwoju. Nie wiadomo, czy, kiedy wszystkie plany staną się rzeczywistością, kiedy np., pojawi się rachunek za stronę internetową, reklamę, przygotowanie miejsca na działalność firmy, młoda kobieta, która tak drżała nad codziennymi wydatkami, nie podda się? To bardzo dziwna i dla wielu niekomfortowa sytuacja.
Rodzina takiej osoby nie ma lekko. Trudno się o takiego kogoś nie martwić, ale z kolei nie można go nijak odciągać od pomysłu, można go jedynie wspierać. On sam zresztą tego oczekuje. Przyglądanie się bezradnie nieszczęśnikowi, który miota się między swoją chciwą częścią natury, a pragnieniem pójścia do przodu i rozwojem, czy zainwestowaniem w przyszłość, do łatwych nie należy.
Szał egoizmu
Z takim stanem wewnętrznej walki o siebie, albo walki ze sobą, łączy się jeszcze jeden kłopot, o czym mówił otwarcie nasz znajomy. Jego córka wpadła w stan permanentnego i skrajnego, nieco wynaturzonego egoizmu. Włączył się jej tryb "ja, ja, ja, ja i ja". Wyzwanie, które sobie postawiła, jest dla niej tak stresujące i tak bardzo istotne, że przestała widzieć świat dookoła. Zapomina, że najbliżsi też miewają swoje problemy, którymi chcieliby się podzielić. Ale z nią nie mogą, bo ona jest w 100% skupiona na sobie, swoim pomyśle, szansie, czy wielkim planie.
Wykorzysta Cię, czy będzie sobie radzić samodzielnie?
Teraz kolejna kwestia, która łączy się z taką sytuacją. Kiedy opisywana osoba usiłuje, walcząc ze swoją naturą i walcząc o swój pomysł, wciągać w to wszystkich dookoła, sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Trudno nam uwierzyć, żeby komuś, kto zawsze miał kłopoty z inwestowaniem pieniędzy we własną przyszłość, nagle przyszło lekko przejść do etapu – „wydaję, wydaję, inwestuję, tworzę biznes, nowe miejsca pracy i nie zabija mnie to mentalnie. Nie zarabiam przez jakiś czas, bo taka jest natura rozwijania własnej firmy”.
Wg nas najgorzej jest zacząć taką osobę wyręczać, bo ona wykorzysta to do cna. Nagle okaże się, że większość prac jest na Twoich barkach, a cała reszta rodziny jest zaprzęgnięta w kierat darmowej harówki. Litować się nad kimś takim nie można, niezależnie od tego, jak trudno Ci to przyjdzie. Im więcej poświęcisz jej uwagi, tym gorzej na tym wyjdziesz. Twoja praca, pasje, hobby, wolny czas zostaną zamienione na wyręczanie jej. Tyle zasugerowaliśmy zgnębionemu znajomemu.
Na ile się pomyliliśmy?
To, co przeczytaliście, napisaliśmy ponad rok temu. To miał być tekst o zwariowanej ludzkiej naturze. A potem pojawiła się myśl, by nie kończyć artykułu i poczekać do czasu, gdy cała historia się jakoś rozwiąże. Jesteście ciekawi, jak to się wszystko poukładało?
Znajomy, który szczerze opowiadał o wszystkich perypetiach, jest teraz nie do końca szczęśliwym współwłaścicielem firmy swojej córki. Zainwestował w jej poczynania tak dużo czasu i pieniędzy, że sam stwierdził, iż szkoda, by się to wszystko zmarnowało. Jego córka jednak nie dała rady wytrzymać presji potężnych inwestycji. Firma, za którą się zabrała, wymagała pieniędzy, czasu i spokoju, którego młoda kobieta w sobie nie znalazła.
Bardzo spodobała nam się reakcja ojca, który nie pozwolił swojej latorośli zmarnować tego, co zostało zbudowane. Podpisał z nią umowę, w której córka zobowiązała się do spłaty swojej części kredytu i działania w firmie przez dość długi okres czasu. Ojciec nie potraktował jej pomysłu, jako kaprysu dorosłego dziecka. Postanowił, że córka będzie musiała ponieść konsekwencje swoich wyborów. Ojciec twardo postawił sprawę - zainwestował w całe przedsięwzięcie na tyle dużo pieniędzy, że chce, by działająca firma je odpracowała. I nie ma, jak mówi, wyrzutów sumienia, że córka szczęśliwa nie jest. On też, jak sam mówi, szczęśliwy specjalnie nie jest, niestety, bo firmy nie chciał, nie miał ochoty na kolejne szaleństwo. Swoje w przestrzeni zawodowej zrobił, ale okazało się, że życie zdecydowało inaczej. Albo - firma upadłaby bez jego ingerencji, albo musiałby patrzeć na koszmarne miotanie się własnego dziecka, które usiłowałoby prowadzić firmę na swoich zasadach. A na to nasz znajomy nie miał ochoty. Teraz przynajmniej firma "płaci" mu za jego stresy.
Joanna Gawlikowska i Krystian Wawrzyczek, którzy ze współczuciem i zaciekawieniem wysłuchali historii o tym, jak trudno zmienić swoją naturę
Zdjęcie: Licencja Envato Elements
Szukaj nas tutaj: