Święta bez szału? Jasne!!! Tyle, że w innej czasoprzestrzeni

Spojler - ten artykuł nie będzie magiczny, wychwalający Święta rodzinne, cudne, ciepłe i przytulne. Piszemy o tym, co psychologowie nazywają jednym z bardziej stresujących momentów w roku (a jest ich, niestety, kilka).

Jeśli nie chcesz rozbijać sobie wyobrażonej magii Świąt, a nas znielubić do szczętu, nie czytaj. Szkoda się denerwować.

My piszemy o tym, jak sprawę widzimy. I dlaczego nie kochamy Świąt. Wolno nam w końcu!

Tekst jest wparty długimi rozmowami z olbrzymią ilością Klientów naszego sklepu, którzy często głośno i wyraźnie deklarują, że są przerażeni grudniowymi zmaganiami, które ich czekają.

Temat nielubienia świąt – kiedyś otwarcie omawiany – nagle stał się tabu. Wiadomo, dlaczego tak jest. Niemniej – wolno o tym mówić. Jak pisaliśmy, nikogo do czytania nie zmuszamy.

 

Przedświąteczne zastrzeżenia, czyli jak tym razem wszystko zmienimy

Słyszeliśmy to wszyscy już przysłowiowy X razy - „... w tym roku robię Święta na spokojnie, bez szału, nie będę zapraszać 70 krewnych”. „Nie będę się z nim/ nią spotykać, bo są toksyczni. Nie zaproszę ich i tyle!”. „W tym roku będzie inaczej – będziemy tylko my, dzieciaki, choinka, spacery, wolny czas, picie grzańca, podgryzanie ciastek”. „A co wy na to, żeby w tym roku sobie gdzieś pojechać na Święta?” - wielu zastrzega się, że wyjeżdżają i niech ich kto inny obsługuje.

Maksymaliści i ci najbardziej wkurzeni przedświątecznie posuwają się jeszcze dalej, twierdząc, że to ich ostatnie Święta, że ich już nigdy, przenigdy odprawiać nie będą. Bo mają powyżej uszu latania z odkurzaczem, rozkręcania łóżek, mycia okien, bo brudne, niebezpiecznego wieszania dekoracji na dachu, biegania za choinką, która i tak się nikomu nie spodoba, a za kilka dni będzie łysa i zasuszona, siejąca igłami po całym salonie (nota bene skrzętnie i drobiazgowo kilka dni wcześniej wypucowanym).

 

Jak to wygląda od kuchni, wszyscy wiedzą, ale nie powiedzą

Jesteśmy zmęczeni, rozdrażnieni, zniechęceni i zestresowani przygotowaniami domu tak, jakby Sanepid z mikroskopem elektronowym miał na inspekcję wkroczyć.

Dodatkowo - dochodzi problem prezentów. Co komu podarować, by, otwierając paczkę nie wyglądał, jakby właśnie zeżarł cytrynę? Żeby nie trzeba było wysłuchiwać sztucznych zachwytów nad czymś, co się nie podoba. Na ile trzeba się szarpnąć? Wieczne dylematy, mało przyjemne, a często przynoszące dość stresujący rezultat.

Później – czas miotania się między kuchnią, a jadalnią, by zdążyć. Jeszcze później z kolei logistyka usadzania gości, żeby się wrogowie ze sobą widelcami nie pozakłuwali, żeby nie lubiący się obok siebie nie siedzieli. Żeby przy stole nie zapadała krępująca cisza, czy żeby temat nie schodził na obgadywanie X, obsmarowywanie Y, czy marudzenie na politykę.

I, co najtrudniejsze, żeby dzieci telefon jakimś sposobem na tę godzinę sobie odpuściły.

To wszystko jest niemal nie do zrobienia. I często ponad ludzkie siły.

 

 

Gadaj zdrów!

Kiwać to my, ale nie nas, jak mawia urocze powiedzenie. Takie groźby o zmienieniu czegoś przed Świętami należy miedzy bajki, baśnie, legendy i horrory włożyć. Mają tyle wspólnego z prawdą, co utopce, Yeti, czy różowe jednorożce do kupy wzięte i wróżkami poganiane.

Coś się w ludzkich głowach straszliwego dzieje (naukowcy już dawno ten szalony mechanizm wyjaśnili), że człowiek nie potrafi zbuntować się przeciw kulturowo narzuconym schematom i przewadze tzw. większości.

Bądźmy szczerzy - mało kto potrafi teraz jeszcze cieszyć się świętami. Tak szczerze. Chyba tylko dzieci i to te, które mają w tym interes, bo dostaną prezenty. Mają ferie i jest fajny nastrój, za który odpowiada choinka, a bardzo często już nie rodzina.

 

Nie da się z przedświątecznego szału zrezygnować

Co powie mama, tata, babcia, dziadek, ciotki, dalsza rodzina, co powiedzą sąsiedzi, tzw. ludzie, jak w pracy się przyznać, że się odpuściło i zrobiło święta na minimum? Nie da rady!!! Trzeba w szale uczestniczyć, męczyć się, zagryźć zęby i pocieszać się,  że się w końcu przez cały rok na owe Święta czekało. Ciekawe takie założenie, prawda?

Niektóre, co odważniejsze filmy i książki obśmiewają święta-koszmary, święta-horrory. Chcący się pośmiać niech sięgną po książkę John’a Grisham’a „Darujmy sobie te święta”. Gorzko-komiczna prawda o próbie wyzwolenia spod terroru Świąt.

I nie ma znaczenia, ile razy powtórzysz, że nie chcesz, nie możesz, nie akceptujesz. Że nie odprawiasz, że to nie Twoja bajka. Gadaj zdrów, i tak Cię zakrzyczą. Święta muszą być i kropka. I co roku będą Cię zapraszać, choć Cię nie lubią. Ale wypada… Albo Ty ich nie lubisz, ale nie masz odwagi odmówić. Więc, rezygnując ze swojej wolności, prawa do robienia, co chcesz (przynajmniej raz w roku), przyklejasz do twarzy zmęczony uśmiech i udajesz, że jest cudownie. W myślach liczysz, kiedy uda Ci się wreszcie wrócić do domu.

Ciekawa sprawa, że mało kto akceptuje Twoją odmowę uczestniczenia w rodzinnej farsie. Ilu się już poobrażało niemal na zawsze, bo ktoś na święta nie przyszedł?! Albo zaproszony nie został?!

 

Święta nie uznają wolności słowa i wyboru

Wiemy, że niszczymy wizję magicznych, cocacolowych świąt rodem z kreskówek Disney’a, czy komedii romantycznych. Stajemy, niestety, po stronie zła, czyli filmów, książek i historii z życia wziętych, które pokazują, jak to faktycznie, często bardzo, bardzo nienajlepiej wygląda.

Ile w tym czasem stresu, rozczarowania – szczególnie dotkliwie odczuwają to Ci, którzy oddali świętom serce i dusze, a ich wysiłki zostały zignorowane. Przy stole było drętwo, albo nawet nerwowo, bo się ludzie ze sobą spięli, podziękowań za pyszne jedzenie nie było, prezenty okazywały się nietrafione. Przyznajcie szczerze – ile razy tak to właśnie wyglądało.

Wizja świąt, tworzona przez media i popkulturę to jedno, a życie to drugie. Łyżka dziegciu na koniec.

Czasem święta zaprawione są dramatycznymi w konsekwencjach kredytami, czy chwilówkami.

 

Presja Facebooka, Instagrama i YouTube

Po co idiotycznie się męczymy, dręczymy i poświęcamy? Bo wytłumaczono nam dawno, w dzieciństwie, że tak trzeba. Bo inni tak robią. Bo wypada. Bo wszystkie media społecznościowe ociekają lukrem, cukrem, kolorami, nastrojem i genialnie przytulną obietnicą, że tym razem będzie dobrze. Że się to wszystko magicznie da poukładać. Że wszystko będzie przyjemne, pełne rodzinności, ciepła, takie filmowe.

Kochani, nakładamy na przedświąteczny szał filtr upiększający (tak, jak jednym kliknięciem nakłada się taki filtr na zdjęcia, żeby ze zwykłego, zrobiło się magiczne)! I żyjemy tym złudzeniem, póki nie doświadczymy naszej własnej prawdy o Świętach.

I do wszystkiego ci nasi, nieszczęśni znajomi, którzy oblepiają wszystkie zakamarki Internetu pięknymi zdjęciami, na których widać wyłącznie szczęśliwych ludzi. Na zdjęciach ciasteczka, choinki, przytulające się rodziny. Słodko, ślicznie i do zazdroszczenia.

Więc się wielu naiwnych nabiera.

 

 

Trzy etapy rozdrażnienia

Przed Świętami jest stres. Co i jak? Czy się uda to finansowo ogarnąć? Czy wszyscy będą zadowoleni.

Przygotowania bardzo często wykańczają. Czas i energia użyte na organizowanie Świąt pozwoliłby niejednemu zbudować własnoręcznie obmyślony przez siebie prom kosmiczny.

W czasie Świąt – jakieś podskórne rozgoryczenie, bo dużo kwestii poszło nie tak, jak się planowało. I to poczucie niedocenienia…, bycie w centrum kłótni, animozji, obserwowanie świata najbliższych, którzy bliscy już sobie nie są. To wszystko jest trudne i smutne.

Po Świętach – konieczność okłamywania siebie i świata, że było cudownie, że niezapomniane chwile,  że tak wspaniałych Świąt to nie pamiętamy.

 

Niedotrzymane obietnice…

… najbardziej bolą. Myślimy tu o obietnicach składanych samym sobie. O wyobrażeniu, które się nie spełni z tych, czy innych przyczyn.

Kochani, to się da zmienić. Można mieć Święta po swojemu. Urocze, pełne bliskości i poczucia wszechogarniającego szczęścia. Tyle, że to wymaga zmiany światopoglądu, sporej pracy i odwagi buntu przeciw temu, co znamy i co powielamy. Dodatkowo – wszyscy w domu muszą te zmiany wprowadzić. A, żeby ją wprowadzić, trzeba o niej szczerze rozmawiać i jej chcieć. A to trudne, więc wracamy do punktu wyjścia. Znowu będzie tak, jak było już wiele razy.

 

Joanna Gawlikowska i Krystian Wawrzyczek - bez ściemy o Świętach

Zdjęcia: Licencja Envato

www.prestizowakuchnia.pl

 

Szukaj nas tutaj:

 

               

 

Artykuły powiązane

Nie wszystko złoto, co się… słyszy i widzi

07.08.2018

Zdarza nam się często, z racji specyfiki branży, w której się specjalizujemy, odbywać tzw. spotkania biznesowe. Szefowie firm, właściciele hoteli, czy restauracji, itp., z którymi się spotykamy, operują czasem tak niewyobrażalnymi pieniędzmi, że można wpaść w hiper-kompleksy. Ale to bardzo często blichtr i robienie bokami na pokaz. Kiedy zdać sobie z tego sprawę,...

Więcej

Dorosłość, czyli sprawdzian przyjaźni

31.08.2018

Wielu szafuje pojęciem przyjaźni. Nazywają przyjacielem każdego, kto się połączył z nimi na Facebooku, czy innym portalu społecznościowym. Czy to znaczy, że prawdziwa przyjaźń odeszła do lamusa? Na pewno nie. Ale, przyznajcie sami, dorosłość wcale nie ułatwia przyjaźnienia się.   Beztroska przyjaźń Pamiętasz pewnie swoje przyjaźnie z dzieciństwa, czy...

Więcej

Deser przed obiadem, a czasem i przed...

20.09.2018

Słowem wstępu - nie, nie będziemy tym razem pisać o jedzeniu. Tym razem będzie o folgowaniu sobie wtedy, gdy trzeba się skupić i zrezygnować z przyjemności tu i teraz na rzecz tego, co dopiero się przydarzy.   Dwa antagonistyczne obozy Jedni jedzą deser przed śniadaniem, drudzy po obiedzie. Ta prosta metafora doskonale obrazuje sposób myślenia bardzo wielu ludzi...

Więcej

Czasem marzenia długo dojrzewają

05.10.2018

Człowiek jest z natury nieziemsko niecierpliwy i ma skłonność do poddawania się, gdy coś mu nie wyjdzie za pierwszym, czy drugim razem. Wielu nie doczekuje nawet trzeciej próby. A sukces czai się gdzieś, np., dopiero za setną. Jak tam dojść? Dziś opowiemy Wam o naszym wielkim marzeniu, na którego spełnienie czekaliśmy całe 10 lat. Może nasza historia będzie jakimś...

Więcej

Bądź realistą, czyli rzecz o mordowaniu...

19.10.2018

To, co przeczytasz w naszym artykule, wydaje nam się elementarną potrzebą każdego, kto zdecyduje się na rozwój. Krok jest drastyczny, trudny, czasem traumatyczny, ale niezbędny i konieczny. Bez niego nie pójdziesz dalej, nie zrealizujesz siebie, a zostaniesz na etapie marzenia o czymś ważnym, czy o sobie w lepszym wydaniu.   Traumatyczne nauki Ten koszmarny etap...

Więcej

Przejdź do galerii